Metalowy klucz – wywiad z Łukaszem Szałankiewiczem

Piotr Tkacz / 12 lis 2012

zenial-minPiotr Tkacz: Opowiedz coś o miksie, który przygotowałeś dla Densinghour.

Łukasz Szałankiewicz: Kiedy zastanawiałem się co zrobić, najpierw miałem koncepcję  wykorzystania muzyki komputerowej z lat 90., nagranej na Amidze, PC, w takich formatach modułowych. Ale w tym samym czasie kupiłem sobie książkę „Jaskinia hałasu”, autorstwa Wojciecha Lisa i Tomasza Godlewskiego o polskim metalu. Jest to historia sceny lat 80. i 90. Załapałem na końcówkę tego okresu, mam do niego sentyment. Wczytując się więc w tę książkę, stwierdziłem, że mam ochotę zrobić miks jakoś nawiązujący do tamtych lat. Oczywiście zrobienie miksu przedstawiającego klasyczny metal z tamtych czasów nie ma za bardzo sensu. Postanowiłem więc pokazać osoby związane ze sceną metalową, czy tez kokietujące ten gatunek, w sposób nieco odmienny od tego w jaki są kojarzone.

Miks zaczyna się więc od takiego ambientowego, minimalistycznego tracku, w konwencji El-muzyki, trochę jest tam Klausa Schulze, a trochę Coila, przez przypadek, jak sądzę [śmiech]. A robi to Ferniz z Darkthrone, lider jednego z pierwszych ważnych blackmetalowych zespołów z Norwegii, więc lekkie zaskoczenie dla jego fanów. Następnie usłyszeć można krótki utwór Paula Giovanni z filmu The Wicker Man (który na marginesie polecam), jest swoistym „przejściem” [śmiech]. Potem użyłem utwór bardzo popularnego pod koniec lat 90. zespołu blackmetalowego In The Woods, który zaczynał wtedy eksperymentować z innymi gatunkami. Ten kawałek jest więc psychodelicznym przecięciem metalu z rockiem, prawie bez wokalu. Dalej mamy solowy projekt lidera zespołu Emperor, psychodeliczny progressive metal. Myślę że nie wszyscy wiedzą, że on coś takiego robi(ł). Ten zespół, podobnie jak Darkthrone, jest otoczony kultem i najbardziej zagorzali fani być może nie są zbyt otwarci na takie eksperymenty. Następnie Quorthon z Bathory’ego i ballada nie pasująca do wizerunku tej „kapeli”, mająca więcej wspólnego z rockiem/grungem (wydał on dwie płyty w tej stylistyce). Kolejną rzecz wrzuciłem w zasadzie dla żartu: to Ministry, kojarzone z industrialnym metalem czy industrialnym rockiem. Na drugiej płycie grali elektro, ale pierwsza była jeszcze zupełnym disco, oni się chyba nawet tego wstydzą. Potem mamy Ulvera, bardzo ważny zespół wywodzący się ze sceny metalowej, tutaj w remiksie Third Eye Foundation. Przechodzi to w track Merzbowa, z którym mam zabawne wspomnienie. Otóż on nagrał kiedyś specjalny utwór na składankę czasopisma metalowego „Bad Taste”. Przyczyniłem się do tego, korespondowałem z nim wtedy i razem z kolegą Radkiem z tego pisma poprosiliśmy go, żeby nam coś wysłał. Skończyło się tak, że kiedy pojawiła się składanka z tym utworem, chyba jako ostatnim, to niektórzy myśleli, że coś się stało z płytą, że przeskakuje. Mniejsza z tym, ważne że Masami Akita się tam finalnie pojawił [śmiech]. Dalej jest zespół Dziady, który jest ostatnio moim ulubionym i który trochę wypełnia lukę w Polsce, w takich klimatach okołometalowych, łączonych z post-industrialem, dronem itd. Kończymy Dokaką, Odkryłem go kiedy nie był jeszcze tak sławny, zanim Björk go zaprosiła na płytę. Najpierw chciałem dać jego cover „Angel of Death” Slayera, ale stwierdziłem, że Nirvana jest bardziej cool na sam koniec [śmiech]. Całość zamyka intro z płyty zespołu XIII Stoleti, który jest gotyckim pionierem w Czechach. Dla mnie jest to pół żartem, pół serio, ale dal nich, jak to grali, na pewno serio.

Rozwiń wątek swoich związków ze sceną metalową, w jaki sposób byłeś zaangażowany?

Byłem wtedy nastolatkiem i jak się teraz dobrze zastanowię to stwierdzam, że to dzięki metalowi muzyka stała się moją pasją, to wtedy zacząłem wnikliwie jej słuchać i kolekcjonować płyty. Pamiętam, że album Slayera „Live Undead” na wystawie sklepu płytowego mnie zelektryzował, musiałem się dowiedzieć, co to za zespół. Bardzo byłem ciekaw tego brzmienia. Co prawda, gdy kupiłem płytę, to trochę się zdziwiłem, ale strasznie mi się to podobało. W tzw. międzyczasie poznałem King Diamonda, Kreatora i parę innych rzeczy, więc dalej poszło jak z płatka. Znałem ludzi, którzy byli bardzo zaangażowani w słuchanie takiej muzyki, pożyczali mi dema, płyty, ziny, więc generalnie miałem dobre dojścia, jak na tamte czasy. Ale nigdy nie nazwałbym się stricte metalowcem, sympatyzowałem raczej, nie byłem częścią społeczności.

A czy w swojej twórczości odnajdujesz jakiś wpływ tamtych doświadczeń? Choćby w swoim podejściu do dźwięku, w koncepcjach kompozycyjnych?

Niedawno ktoś mnie pytał o to, czy dźwięki z komputera mnie inspirowały, takie pierwotne. Odpowiedziałem, że tak, a za przykład podałem dźwięk wczytywanej taśmy w Atari, taki ciągły zgrzyt. To jest podświadoma „infekcja”.

A jeśli chodzi o metal, to jego wpływ można u mnie odnaleźć w tym, że potrafię pracować z trudnym, ciężkim brzmieniem. Metal mnie przygotował na branie na klatę takiego materiału, zarówno w słuchaniu innych, jak i w tworzeniu. Ale poza tym jakoś specjalnie na mnie chyba nie wpływa.

A ta pewna intensywność?

W sensie, że mogę operować brzmieniem, które jest surowe albo bardzo donośne? Myślę, że to uproszczenie, ale mam na pewno przez metal pociąg do mroczniejszych klimatów dźwiękowych, tych niepokojących, ale aby dokonać głębszych analiz musiałbym się temu bliżej przyjrzeć [śmiech]. Nie chciałbym więc powiedzieć, że metal odcisnął piętno na tym, co robię solo.
Zdarzają się takie sytuacje, że zespoły metalowe zamawiają u mnie intra, te początkowe utwory, które mają zapowiadać album. Mam zresztą zabawną historię z tym związaną – dla jednego zespołu zrobiłem kiedyś intro, i dostałem odpowiedź, że fajne, ale powinno być bardziej związane z necro soundem. Do tej pory nie wiem, co to jest [śmiech].

Gdybyś wiedział…

To bym się może muzycznie „przekwalifikował”! Ale mówiąc poważnie – przecież nie będę się o takie rzeczy obrażał, ta historia bardzo mnie rozbawiła..

Rozmawiamy przed festiwalem Sound Exchange w Chemnitz, zdradź, co będziesz tam robił?

Będę miał performans będący moją interpretacją utworu Bogusława Schaeffera Synthistory. Trwa on kilkanaście minut w oryginale, w mojej wersji dłużej – spowolniłem go i dodałem „ mroczne„ tło. Na to nałożę swój set, w którym manipuluję urządzeniami, wykorzystuję interferencje i feedback radiowy.

Czyli, poza tą bazą, to przybiera różne formy?

Tak, jest baza, a na niej płynie moja improwizacja. Oczywiście zawsze trzeba też uwzględnić wiele innych czynników – miejsce, nagłośnienie, rodzaj sali. Czasem grając niby dwa takie same koncerty, mój poziom satysfakcji z nich potrafi być skrajnie różny.

Interesuje cię sama praktyka remiksu? Szukasz więcej takich wyzwań, okazji?

Tak, ale ostatnio jestem zmęczony tą formą, przez lata bowiem byłem proszony o remiksy, muszę więc od tego odpocząć.

Na koniec tradycyjne pytanie o plany na przyszłość.

Myślę, że w przyszłym roku wydam winyl, wcześniej powinno ukazać się DVD z moją muzyką, mam też zaplanowanych trochę koncertów, głównie poza krajem. Mam nadzieję, że będzie intensywnie…chyba że 21 grudnia będzie koniec świata.

zenial.audiotong.net