Komentarz do wyroku Sądu Najwyższego w sprawie zawierania przez muzyków umów o dzieło

Antoni Michnik, Izabela Smelczyńska / 13 sty 2017

Media obiegła w miniony czwartek wiadomość, iż Sąd Najwyższy wydał w środę (11.01.2017) precedensowy wyrok, uznając, że muzycy, będący członkami orkiestry powinni być zatrudniani na umowy zlecenie, nie zaś umowy o dzieło. Szczególne emocje wzbudziły przytoczone w tekście Mateusza Rzemeka dla Rzeczpospolitej fragmenty uzasadnienia:

– Artystka biorąca udział w koncercie nie miała większego wpływu na ostateczny kształt koncertu – stwierdził Piotr Prusinowski, sędzia SN. – Poza tym sam przedmiot zawartej umowy: przygotowanie i udział w koncercie, trudno uznać za dzieło. Taki przedmiot umowy koresponduje natomiast z umową o świadczenie usług.

O ile można polemizować na temat tego, jak powinny być skonstruowane umowy w świecie muzycznego wykonawstwa – zwłaszcza w przypadku zbiorowego przygotowywania repertuaru danego koncertu podczas długotrwałych prób – o tyle zasugerowane uzasadnienie ociera się o skandal. Do tego precedensowy wyrok może mieć dalekosiężne, fatalne skutki dla różnych instytucji kultury, ponieważ stawia pod znakiem zapytania legalność dominujących od lat form zatrudnienia.

Wyrok dotyczy koncertów, które odbyły się jeszcze w roku 2009 w Zamku Książąt Pomorskich w Szczecinie, zaś sprawa trafiła na wokandę w wyniku kontroli, jaka miała miejsce w roku 2013. Kontroli w wyniku której zakwestionowano ok. 100 umów o dzieło. Dane te pokazują skalę potencjalnych kłopotów instytucji kultury. Problem stanowi trwający od lat spór w doktrynie prawniczej o znaczenie „dzieła”, które może być przedmiotem „umowy o dzieło”. Spór dotyczy tego, czy dzieło musi posiadać materialny status, czy też – za dawnym orzeczeniem Sądu Najwyższego, jeszcze z roku 1967, możliwe jest dzieło „niematerialne i nieucieleśnione”1.

Pomimo iż kultura i wszelakie sztuki uległy w ciągu ostatnich 75 lat „dematerializacji”, stały się „performatywne” oraz „efemeryczne”, współczesna doktryna prawnicza nie uznaje kulturalnej rewolucji XX wieku stając na gruncie wyjątkowo konserwatywnego rozumienia materialności dzieła. Kiedy rozmawialiśmy w roku 2015 z Adamem „Łoną” Zielińskim, mówił on „[d]efinicja utworu pewnie się nie zmieni. Dalej będzie to owoc twórczych i oryginalnych działań człowieka, choć kto wie, czy granica nie przesunie się wyżej, tzn. nie wszystko co jeszcze wczoraj było za utwór uznawane, będzie nim jutro”2. Jak się okazało – miał rację. Problem polega na tym, iż okazuje się, że nie mamy w tym wypadku do czynienia po prostu z zapóźnieniem języka prawniczego w stosunku do praktyk artystycznych – co wypunktowała w rozmowie z nami Anna Zaradny3 – lecz z aktywnym dążeniem do wypchnięcia całych gałęzi współczesnej twórczości artystycznej poza obręb pojęcia dzieła.

Materialne zdefiniowanie dzieła oznacza potencjalne kłopoty nie tylko dla branży muzycznej, lecz również dla świata teatru, a także wszystkich instytucji, które np. płaciły w ten sposób panelistom podczas spotkań, z których nie ma dokumentacji (mogącej stanowić rodzaj materialnego dzieła). W kontekście funkcjonowania instytucji kultury utrwala jednak przede wszystkim dominację reżyserów, scenarzystów i dyrygentów nad aktorami oraz muzykami. Co więcej, formy nastawione na podważenie tradycyjnych hierarchii władzy zostają ustawiona jako nie-dzieła, co może się przyczynić do ich marginalizacji w życiu kulturalnym.

Co więcej, uzasadnienie wyroku dotyka istoty profesji muzyka. Poddaje w wątpliwość znaczenie jego długoletniej muzycznej edukacji kwestionując jego wkład z wykonanie dzieła, negując interpretatorski wkład instrumentalistów w realizację wizji kompozytorskiej. Wykonawca jest wszak łącznikiem między autorem kompozycji, a słuchaczem, więc wyraźnie ma wpływ na ostateczny kształt koncertu – nawet jeśli jest „jednym z wielu” członków orkiestry. O tym, jak istotnym aspektem muzyki klasycznej jest wykonawstwo świadczą chociażby konkursy – nie tylko te największe i „solowe” jak fortepianowy Konkurs Chopinowski, Konkurs Moniuszkowski dla wokalistów czy skrzypcowy Karola Szymanowskiego, ale także te chóralne, zespołów kameralnych i inne.

Wyrok SN podkreśla ignorancje wobec edukacji muzycznej i ogólny brak orientacji w muzyce. Powtórzmy: można bronić tezy o tym, że muzyków powinny obowiązywać umowy zlecenia ze względu na charakter wykonywanej pracy, jednak nie powinno się to wiązać z deprecjonowaniem ich twórczej działalności oraz statusu dzieła.

 

Antoni Michnik, Izabela Smelczyńska

 

 

1Zob. szerzej na ten temat Robert Jasiński, Koncert muzyczny to bardziej dzieło czy zlecenie,15-04-2014, “Rzeczpospolita”, http://www.rp.pl/artykul/1101956-Koncert-muzyczny-to-umowa-o-dzielo-czy-zlecenie.html#ap-1; http://muzykaiprawo.pl/koncert-dzielo-czy-zlecenie-zus-ma-swoje-zdanie-mozna-sie-bac/

2Adam „Łona” Zieliński w rozmowie z Antonim Michnikiem i Izabelą Smelczyńską, Poza rejestrem. Rozmowy o muzyce i prawie autorskim, Fundacja Nowoczesna Polska, Warszawa 2015, s. 16, http://prawokultury.pl/media/entry/attach/Poza_rejestrem_Fundacja_Nowoczesna_Polska.pdf

3„Przede wszystkim należałoby tutaj podkreślić, że to, co figuruje w zapisach i co funkcjonuje obiegowo, jest dość archaiczne, bo brakuje nomenklatury oraz dostosowania do współczesnych, a nawet już klasycznych zagadnień związanych z pojęciami muzyki i dźwięku. Muzyka w zapisach ustawy funkcjonuje raczej na poziomie utworu skomponowanego: w odniesieniu do muzyki popularnej jest to piosenka, w przypadku muzyki klasycznej – utwór ujęty partyturą, niezależnie od problemów związanych z jej formą. Zawsze w tym kontekście potrzebny jest rodzaj dokumentu, czyli zapisu nutowego lub tekstu piosenki, czy nagrania danego utworu itd. Jest to podejście tradycyjne, a przeceiż już od kilkudziesięciu lat myśli się znacznie szerzej o problematyce zapisu oraz wykonywania muzyki czy dźwięku”. Anna Zaradny w rozmowie z Antonim Michnikiem i Izabelą Smelczyńską, tamze, s. 97.